Józef i Wiktoria Ulmowie – w duchu odpowiedzialności za drugiego człowieka

Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie – tak bliska rodzinie Ulmów, co potwierdzają osobiste notatki Józefa – kończy się wezwaniem do naśladowania: „Idź, i ty czyń podobnie” (Łk 10,37). To nie tylko dobra rada czy niezobowiązująca zachęta, ale imperatyw, który Jezus uznaje za konieczny do realizacji dla każdego, kto chce żyć przykazaniem miłości, stanowiącym esencję ewangelicznej moralności.

Józef i Wiktoria Ulmowie przyjęli to wezwanie z całą powagą, czyniąc je naczelną zasadą swego postępowania. Wynosząc ich do chwały ołtarzy, Kościół chce nie tylko o nich przypomnieć, ale również ukazać ich jako przykład do naśladowania. Warto zatem, spoglądając na ich życie, wydobyć charakterystyczne cechy ich świętości i odnaleźć formy ich konkretnej realizacji w naszej codzienności. W prezentowanej refleksji spójrzmy na postawę odpowiedzialności za drugiego człowieka, która bez wątpienia jest jednym z najbardziej wyraźnych rysów duchowo-moralnego profilu rodziny z Markowej.

1. Istota odpowiedzialności

W wielu językach termin „odpowiedzialność” pozostaje w ścisłym związku znaczeniowym z pojęciem „odpowiedź” (ang. responsibility response, wł. responsabilitàrisposta, fr. responsabilitéréponse, niem. VerantwortungAntworten). Semantyczne pokrewieństwo wskazuje wyraźnie, że „odpowiedzialność” jest postawą, w której zawiera się gotowość do „odpowiedzi”. Zazwyczaj jest definiowana jako moralny lub prawny obowiązek odpowiadania za swoje/czyjeś czyny i ich konsekwencje, bądź też uznanie troski o kogoś/coś za własną powinność.

Poczucie i postawa odpowiedzialności posiada dwa zasadnicze wymiary: odpowiedzialność przed kimś (kto powierza nam określone dobro, misję, zadanie) oraz odpowiedzialność za kogoś/coś. W perspektywie teologicznej każdy człowiek jest ostatecznie odpowiedzialny przed Bogiem za bliźnich i dobra, jakie z Jego ręki otrzymuje (por. Łk 12,41-48; Mt 25,14-30). W świetle wiary szeroko pojęta odpowiedzialność staje się więc pozytywną odpowiedzią człowieka na powołanie – wezwanie skierowane przez Boga w konkretnych okolicznościach życia – bowiem każdy Boży dar jawi się jednocześnie jako zadanie do podjęcia i realizacji.

2. Odpowiedzialność za drugiego człowieka

Pośród wielości i różnorodności darów, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi, szczególne miejsce zajmuje drugi człowiek. Prawda o odpowiedzialności wynikającej z tego obdarowania wybrzmiewa już na początku Księgi Rodzaju, nie tylko zawarta implicite w geście ofiarowania mężczyźnie kobiety (2,21-24), ale także – wyrażona już wprost – w opowiadaniu o Kainie i Ablu (4,1-16). Zgodnie z Bożym zamysłem, dwaj bracia są sobie nie tylko dani, ale również zadani, z czego wypływa obowiązek wzajemnej pomocy, troski i opieki. Kiedy Kain sprzeniewierza się braterskiej więzi i wynikającej z niej powinności, Bóg egzekwuje ciążącą na nim odpowiedzialność: „Gdzie jest brat twój, Abel?”. Choć Kain próbuje zrzucić z siebie obowiązek troski o brata: „Czyż jestem stróżem brata mego?”, Bóg uznaje, że ciążąca na nim odpowiedzialność jest niezbywalna (por. 8-12). Boży werdykt zdaje się odpowiadać na pytanie Kaina: Tak, skoro dałem ci brata, winieneś być jego stróżem!

Na dalszych kartach Pisma Świętego znajdujemy wiele przykładów odpowiedzialności przyjmowanej i realizowanej przez człowieka w duchu posłuszeństwa Bogu i Jego woli. Najdoskonalszym jej wzorem jest Jezus Chrystus, który całą swoją ziemską misję streszcza w słowach: „Jest wolą Tego, który Mnie posłał, abym nic nie stracił z tego wszystkiego, co Mi dał, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym” (J 6,38). Odpowiedzialna miłość sprawia, że jednakową troską i darem zbawienia obejmuje nie tylko swoich uczniów i bliskich, ale wszystkich – nawet jeśli wymaga to poświęcenia przekraczającego granice ludzkiej logiki czy racjonalnej kalkulacji.

Chrystusowe rozumienie odpowiedzialności trafnie ilustruje przypowieść o zagubionej owcy (Łk 15,3-7). Pozostawienie całego stada, by wyruszyć na poszukiwanie jednej owcy może wydawać się skrajnie nieodpowiedzialne, stanowiąc zbyt duże ryzyko i narażanie wielu dla ocalenia zaledwie jednostek. To, co utylitarne wyrachowanie uznałoby za niedopuszczalną lekkomyślność, relacja przeżywana na poziomie serca przyjmuje za konieczność i jedynie słuszną postawę: potrzeba ocalenia kogoś bliskiego zostaje w sumieniu rozpoznana jako obowiązek, od którego nie można się uchylić.

 

3. Rodzina Ulmów jako aktualne wezwanie do odpowiedzialności

Dla Józefa i Wiktorii Ulmów odpowiedzialność za drugiego człowieka oznaczała najpierw podjęcie z całą powagą małżeńskiego powołania i troskę o siebie nawzajem. Świadkowie ich życia podkreślają, że stanowili oni przykładne małżeństwo, żyjące we wzajemnej miłości, zgodzie i budujące dojrzałą więź na ewangelicznych wartościach. Stałość wzajemnej relacji dawała im poczucie bezpieczeństwa i siłę do podejmowania życiowych wyzwań, oraz jednoczyła w trudnościach. Tym samym stają się oni dla współczesnych małżonków przekonującym obrazem autentycznej miłości – bezwarunkowej, nieodwołalnej, odpowiedzialnej, domagającej się pełnego zaangażowania.

Istotnym wymiarem ich odpowiedzialności było także bez wątpienia ich wielkoduszne i gotowe do poświęcenia otwarcie się na dar rodzicielstwa. Wychowanie sześciorga dzieci i przyjęcie kolejnego w trudnych czasach wojennej biedy, stałego zagrożenia, braku jakiegokolwiek wsparcia ze strony instytucji państwowych czy społecznych, stanowiło z pewnością ogromne wyzwanie. Wzajemna miłość, zaufanie wobec Boga i uczciwa praca okazały się jednak wystarczające, by zapewnić dzieciom warunki niezbędne do życia i rozwoju.

Ofiarne rodzicielstwo Józefa i Wiktorii Ulmów pozostaje apelem do sumień współczesnych małżonków, którzy często już u początku swej drogi zakładają rezygnację z potomstwa. To paradoks, że „odpowiedzialne rodzicielstwo” stało się w obecnym czasie – także dla wielu małżonków chrześcijańskich – synonimem postawy antynatalistycznej, ograniczającej liczbę planowanych dzieci do minimum oraz akceptującej metody antykoncepcyjne, poronne i aborcyjne. Choć podobne decyzje najczęściej uzasadniane są względami ekonomicznymi, doświadczenie wysoko rozwiniętych krajów Zachodu jednoznacznie potwierdza, że trwające w nich od kilkudziesięciu lat negatywne tendencje demograficzne spowodowane są przede wszystkim zmianami kulturowo-mentalnymi i upowszechnieniem się hierarchii wartości, zdominowanej przez wolność, przyjemność i wygodę. Wskutek tego Europa, żyjąca w czasach pokoju i niespotykanego wcześniej dobrobytu, będąca w stanie bez trudu przyjąć i utrzymać nowe pokolenia, niemal zupełnie rezygnuje z rodzicielstwa. Zdaniem Petera Sloterdijka, człowiek współczesny staje się coraz wyraźniej totalnym „użytkownikiem świata, to znaczy jednostką, która się nie rozmnaża, lecz bawi się samą sobą jako finalnym stanem ewolucji. (…) Proces światowy w całości ma o wiele więcej cech wspólnych z zabawą samobójców na wielką skalę niż z organizacją istot rozumnych dążących do zachowania siebie”[1]. Tylko ponowne dowartościowanie rodzicielstwa i otwarcie się na dar nowego życia może odwrócić tę autodestruktywną tendencję.

Będąca cechą charakterystyczną Józefa i Wiktorii Ulmów odpowiedzialność za drugiego człowieka najdobitniej dochodzi jednak do głosu w trosce o bliźnich, z którymi nie łączyły ich żadne inne więzi poza poczuciem braterstwa w człowieczeństwie: „To też są ludzie” – odpowiadał Józef na rady tych, którzy utrzymywali, że najrozsądniej jest nie udzielać schronienia Żydom. Choć mógł uznać ich za obcych i pozostać obojętnym wobec ich rozpaczliwej sytuacji, to jednak kiedy zwrócili się do niego z prośbą o pomoc, potrafił dostrzec w nich potrzebujących braci i siostry. Właśnie to poczucie fundamentalnej ludzkiej solidarności, wzmocnione wiarą i ewangelicznym ideałem miłości, sprawiło, że wraz z żoną przyjął ich pod swój dach, kosztem własnej niewygody, trudu ich utrzymywania i zagrożenia ze strony okupanta.

W świecie coraz bardziej chorym na obojętność, anonimowość i brak więzi, przykład Ulmów uwrażliwia nas na drugiego człowieka i jego potrzeby, wzywając jednocześnie – w imię bratniej miłości i odpowiedzialności – do przekroczenia granic własnego egoizmu, komfortu czy może lęku. Postawa Samarytan z Markowej przetłumaczona na język współczesnych realiów oznacza m.in. heroizm lekarza, który z narażeniem życia ratuje ciężko chorych pacjentów w czasie epidemii, poświęcenie żołnierza, który chroni bezbronną ludność cywilną przed zagrażającą jej przemocą, gorliwość kapłana, który nie opuszcza wiernych nawet w największym niebezpieczeństwie, wielkoduszność tych, którzy ofiarują pomoc i dach nad głową uchodźcom, każdą formę gotowości do ofiary z siebie, która jest dowodem bezinteresownej miłości wobec bliźniego i odpowiedzią na jego – czasem niemą – prośbę o pomoc. Bo „miłość oderwana od poczucia odpowiedzialności za osobę jest zaprzeczeniem samej siebie, jest zawsze i z reguły egoizmem. Im więcej poczucia odpowiedzialności za osobę, tym więcej prawdziwej miłości”[2].


[1] C. Delsol, Esej o człowieku późnej nowoczesności, Kraków 2003, s. 51.

[2] K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001, s. 117.

Autor: Ks. dr Tomasz Picur