Ks. Andrzej Pakuła: Samo oddanie życia z wiary jest już cudem. To jest akt nadprzyrodzony. Znak w danym człowieku, że ma tyle ponadludzkiej siły, by oddać swoje życie za wiarę. Moim zdaniem w przypadku rodziny Ulmów jest to wyznanie wiary praktykowanej
CATOLICO: Beatyfikacja rodziny Ulmów wywołuje poruszenie na całym świecie co najmniej dwoma precedensami. Czy naprawdę jeszcze nigdy dotąd nie była wyniesiona na ołtarze cała rodzina?
KS. ANDRZEJ PAKUŁA MIC: Jeśli mówimy o Kościele katolickim, nie są mi znane przypadki beatyfikacji lub kanonizacji całej rodziny w jednym momencie, w jednym akcie, w jednym procesie. Oczywiście są przypadki kanonizacji albo beatyfikacji poszczególnych osób z rodziny, np. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus została kanonizowana wcześniej, a ostatnio przecież jej rodzice. Ale to nie była cała rodzina – Teresa miała też kilka sióstr… Jest czczona Święta Zofia z trzema córkami. Ale na ile jest to legenda, a na ile jest to prawdziwa historia? Imiona jej córek to Wiara, Nadzieja i Miłość. Niektórzy myślą, że mogło to być połączenie dwóch czy trzech męczennic. Znamy beatyfikowane bądź kanonizowane małżeństwa, ale całej rodziny w jednym akcie chyba nie.
Natomiast w Kościele prawosławnym była kanonizacja rodziny Romanowów: cara Mikołaja II, jego żony i pięciorga dzieci. Z tym, że ta kanonizacja od początku była kontrowersyjna. Dokonał jej po raz pierwszy Kościół prawosławny rosyjski poza granicami Rosji w 1981 roku. Było to jakby w opozycji do Kościoła rosyjskiego. Tłumaczone jako akt dokonany przez białych Rosjan, którzy uciekli przed bolszewikami. Ta rodzina została zamordowana przez bolszewików. Po upadku Związku Sowieckiego władze kraju dążyły do połączenia cerkwi prawosławnej poza granicami Rosji z cerkwią rosyjską w Rosji. Jednym z warunków było uznanie kanonizacji tej konkretnej rodziny. Obecnie jest ona czczona w całej Rosji. Jest to przykład jednej rodziny wyniesionej na ołtarze w jednym akcie.
Warto jednak spojrzeć na to szerzej. Z formalnego punku widzenia, proces rodziny Ulmów jest procesem zbiorowym. Takie procesy w Kościele katolickim były i są nadal praktykowane. Rodzina Ulmów należała do procesu zbiorowego męczenników nazizmu drugiej wojny światowej i została z tego procesu wyjęta. W tym procesie było kilkadziesiąt osób z różnych zgromadzeń i z różnych diecezji, gdzie był jeden prześladowca Kościoła i to ich łączyło. Nie mieli oni ze sobą innego związku niż związek wiary. Teraz w zakonie marianów trwa proces Fabiana i czterech towarzyszy – męczenników systemu komunistycznego. W tym sensie jest tu pewne podobieństwo, bo też jest to rodzina – rodzina zakonna. Jest jeden prześladowca i grupa osób związana ze sobą więzami śłubów, konsekracji itp. Ale oni nie zginęli w tym samym czasie, w tym samym momencie i z rąk tego samego prześladowcy fizycznego i ideologicznego. Dlatego, w tym sensie, beatyfikacja rodziny Ulmów jest wyjątkowa.
Odbędzie się również beatyfikacja nienarodzonego dziecka Jak to się tłumaczy?
Jestem szczęśliwy, że doszło do tej beatyfikacji i tego dziecka. Dlatego, że żyjemy w czasach, kiedy dziecko nienarodzone w wielu krajach nie jest traktowane jako osoba ludzka. Przecież są kraje, gdzie do samego urodzenia, w ostatnim momencie – można dziecko zgładzić. W tym sensie, to podkreślenie – beatyfikacja nienarodzonego dziecka – ma fundamentalny wymiar. Przypomina nam, i całemu światu, że człowiek od samego poczęcia jest osoba ludzką. Dla mnie osobiście można to odnieść do momentu wcielenia Jezusa Chrystusa. Syn Boży stał się człowiekiem od moment wcielenia… Beatyfikacja tego siódmego dziecka jeszcze w łonie matki jest również bardzo ważna w kontekście obecnej kultury śmierci i deprecjonowania płodu jako osoby ludzkiej.
Przejrzałem informacje medialne różnych środowisk i instytucji na ten temat. I co zadziwia – niektórzy piszą o sześciu dzieciach, pomijając to w łonie matki. Pomijając nawet fakt, że kobieta była w zaawansowanej ciąży. Ustawiają w ten sposób przekaz w kontekście ideologii śmierci…
Czy poza teologicznym znaczeniem wydarzenia jest to pokazanie jakiegoś wzorca, normy postępowania?
Największe znaczenie ma oczywiście śmierć męczeńska. Dlatego, że beatyfikacja będzie z powodu nienawiści do wiary . Proces miał stwierdzić, czy ta rodzina poniosła śmierć z powodu nienawiści do wiary chrześcijańskiej i czy rodzice jako dorośli – przyjęli z uległością wiary to co im zgotował prześladowca, czyli ci żołnierze. To jest fundamentalne. Warto przypomnieć słowa Tertuliana, żyjącego na przełomie II i III wieku – krew męczenników jest nasieniem chrześcijan. Oddanie życia przez męczennika jest jest znakiem wiary dla całego świata. Nie ma większej wartości w życiu doczesnym niż właśnie samo życie. Żeby oddać życie, musi być coś większego, jakaś większa wartość. I to jest ten znak wiary w Pana Boga. Dzisiaj zapomina się o życiu wiecznym, ale bez wiary w życie wieczne nie ma męczeństwa. To jest fundamentalne. Mam nadzieję, że przykład rodziny Ulmów będzie to pewnym rodzajem ewangelizacji na świecie. Głoszeniem zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią i nad prześladowaniem.
Cieszę się z beatyfikacji całej rodziny Ulmów. Proszę zauważyć, że prześladowca wiary, czyli Niemcy, potraktował w tej rodzinie wszystkich jako jedną całość. Tak jakby dla nich był to zborowy przestępca. W czasach, kiedy to rodzina jest dzisiaj deprecjonowana, ma to ogromne znaczenie. To pokazanie, że rodzina jest jednością, jest całością. A także – że rodzice i dzieci tworzą jeden organizm do tego stopnia, że ktoś z zewnątrz może ich potraktować jako jedną całość, jako jednego świadka.
Warto podkreślić, że przy dość rozpowszechnionym obrazie stereotypu Polaków jako antysemitów – beatyfikacja tej rodziny pokazuje, że to jest kłamstwo. To także pokazanie, że byli ludzie, którzy kochali Żydów ponad swoje życie. Oczywiście oni zapłacili to swoim życiem, bo siłę dała im wiara w Jezusa. Gdyby Polacy patrzyli na Żydów w sposób pogardliwy to nikt by się nie zdecydował oddać za nich życia….
W procesie beatyfikacyjnym męczenników – nie ma potrzeby przypadku cudów. Przecież samo oddanie życia z wiary jest już cudem. To jest akt nadprzyrodzony. Znak w danym człowieku, że ma tyle ponadludzkiej siły, by oddać swoje życie za wiarę. Moim zdaniem w przypadku rodziny Ulmów jest to wyznanie wiary praktykowanej, czyli wiary czynnej. Nikt ich nie pytał, czy wierzą w Jezusa Chrystusa albo czy wyrzekają się Boga. Oni oddali swoje życie za świadectwo swojej wiary posuniętej aż do tego stopnia, że mimo groźby śmierci przyjęli pod swój dach Żydów. Można powiedzieć, że zgodzili się i przyjęli tę śmierć.
Ulmowie ponieśli śmierć, bo bronili przed śmiercią Żydów. To klasyczny “wzorzec” męczeństwa w Kościele katolickim od starożytności?
Tak, Ulmowie ponieśli śmierć, bo bronili Żydów przed śmiercią. Ale nie nazwałbym ich męczeństwa jako „klasyczny wzorzec”. Klasycznym wzorcem jest opis męczeństwa świętego Szczepana. Mamy tam takie elementy w których on musi dać świadectwo swojej wiary w Jezusa wobec prześladowców. Niedawno była beatyfikacja męczenników meksykańskich. Wśród nich był chłopiec, który został rozstrzelany – zginął śmiercią męczeńską. Umierał ze słowami na ustach: niech żyje Chrystus Król. To jest biblijne i klastyczne. Są tam elementy wyznania wiary, także poprzez słowa. Ulmowie nie wyznawali oprawcy wiary słowami. Ale zrobili to w życiu i czynach swoich. Niemcy ich nie pytali o wiarę. Niemcy widzieli ich wiarę. To jest wzorzec na dzisiejsze czasy, gdzie mamy za dużo słów, a za mało wiary wyrażającej się w praktyce.
Na czym tak naprawdę polega beatyfikacja? Co jest jej istotą?
Beatyfikacja – wbrew pozorom – nie jest skomplikowanym aktem. Nie jest to nawet akt Ojca Świętego, ale Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych zwanej również Dykasterią Do Spraw Świętych. Akt Ojca Świętego zezwala na kult publiczny określonego Sługi Bożego. Praktycznie wyraża się tym, że w którymś momencie jest deklaracja heroiczności cnót tego kandydata – przyszłego błogosławionego. Później w którymś momencie jest stwierdzane żywe wstawiennictwo. Tak jest w przypadku rodziny Ulmów – są świadectwa ludzi, którzy się modlili i doświadczali łask z ich strony. Myślę, że jeśli pojawią się przypadki zdarzeń niewytłumaczalnych, może będzie mogło to służyć w przyszłości ich kanonizacji. Ten akt zezwalający na publiczny kult wiąże się również z tym, że błogosławiony otrzymuje własną kolektę i jest przedstawiany w brewiarzu.
Oczywiście w tym też jest model życia chrześcijańskiego. W życiu społecznym jest mnóstwo ludzi, którzy mają wspaniałe świadectwa swojego życia. Mogą być wzorami, ale nie są świętymi. To znaczy: przyszli, przeszli i poszli. Są dla nas bohaterami, wspominamy ich odwagę, męstwo i wielkie dzieła, które zrobili. Jednak Kościół nie wynosi ich na ołtarze. Pojawia się pytanie – dlaczego? Dlatego, że Bóg przez nich nie przemawia. Oni są wzorem, ale pierwszorzędnym świadkiem wiary stają się wyniesieni przez Kościół na ołtarze.
Ks. Andrzej Pakuła MIC. Postulator, do 2023 generał Zgromadzenia Księży Marianów